04 maja, 2012

13 CHAPTER


Zamknęłam  przed nim drzwi. Osunęłam się powoli na podłogę.  W jednej chwili odechciało mi wszystkiego. Poczułam straszną pustkę.  Jakbym nigdy nie miałabym być szczęśliwa.  Wiedziałam jedno – nie chciałam się tak czuć. Wstałam szybko i zabrałam kluczyki do auta z salonu.

Stałam przed budynkiem, zaparkowałam po przeciwnej stronie ulicy. Pustki na ulicach.
 Deszcz bębnił w dach garbusa, a ja zastanawiałam się co zrobić. Na dodatek robiło się zimno – jak to jesień  w Anglii, a ja wyszłam w krótkich spodenkach i podkoszulce, nie sądziłam że będę wychodzić dziś z domu.
Po pewnym czasie podjechał van po ten duży budynek. Spojrzałam. Po kolei wychodzili z niego chłopcy. Ostatni w bluzie z kapturem wyszedł on. Rozejrzał się wkoło, pomimo padającego deszczu. Spłoszyłam się i obsunęłam w siedzeniu. Ile jest miętowych garbusów w tym mieście?                                                                                                             Dostrzegł, poznał. Przetarłam oczy i wyszłam z samochodu. Ruszył w moją stronę. Światło latarni oświetliło przez moment jego twarz. Przyśpieszyłam, i tak już mokra.
Stanęłam przed nim. Wyciągnęłam rękę, która zawisła w powietrzu. Spojrzałam w jego oczy. Dostrzegłam w nich najlepsze chwile mojego życia.
Dobrze pamiętam tamtą chwilę. Dotknęłam leciutko jego ust palcami. Deszcz rozpadał się na dobre, a my staliśmy przemoczeni.  Gdy musnęłam jego usta, własnymi, poczułam się niesamowicie. 
Przytuliłam go mocno, i wciągnęłam zapach przy jego szyi, aż zawróciło mi w głowie. Tak mi tego brakowało.

Chciałam to czuć do końca mojego życia.


Nie jestem pewna ile to trwało. Chwilę, kilka minut, kilkadziesiąt? Nie jestem w stanie określić. 
Widziałam przy samochodzie stojących chłopaków z Danielle i Eleonor. Przyglądali się nam z uśmiechem. Harry wziął mnie za rękę i lekko uścisnął. Podkoszulek całkowicie się przykleił do mojego ciała tak, że można było dostrzec biały stanik. Strugi deszczu płynęły po moich odkrytych udach. Turkusowe tenisówki również nie nadawały się do użytku, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi. Znalazłam swoją Atlantydę.
Pamiętam że gdy podeszliśmy do pozostałych, podjechał inny samochód. Po chwili wynurzyła się z niego głowa Amy i Zayn’a, pomimo tego że wracali z pogrzebu, uśmiechnięci. Moja przyjaciółka z zaskoczeniem dostrzegła nasze splecione ręce, i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Ja wracam do domu, Melanie, jedziesz ze mną? – zapytała gdy przywitała się ze wszystkimi. Spojrzałam na Harry’ego. Uśmiechał się lekko i czekał na moją odpowiedź.
- Ja… - zachrypnięta zaczęłam – zostaję – dokończyłam. Wszyscy zaczęli się śmiać. Liam spojrzał na Danielle którą również trzymał za rękę. Louis pocałował w policzek Eleonor którą przytulał.
Amy szybko pożegnała się i wsiadła do tego samego samochodu.  Zdziwiona spojrzałam na dziewczyny. – Nie jedziecie?
One spojrzały na siebie i się uśmiechnęły – Również „zostajemy” – zaakcentowały ostatnie słowo.
Weszliśmy do budynku i wjechaliśmy windą na górę. Rozstaliśmy się w korytarzu, Louis  z dziewczyną weszli z nami. Rozstaliśmy się w salonie, Hazza złapał mnie za rękę i poprowadził do swojej sypialni.
Zapalił światła i znajomy widok okazał się moim oczom. Jasne odcienie połączone z brązem, sama nie wiem – były takie w jego stylu. Na komodzie stały zdjęcia – jedno zwłaszcza przykuło moją uwagę, scena gdy śpiewa do mnie w teledysku. Wszedł do łazienki i wrócił szybko z ręcznikami. Wytarłam się, jednak nadal miałam mokre ciuchy, które najwyraźniej przykuwały uwagę Harry’ego.
- Sprawdzę może Eleonor ma jakieś ciuchy u Louisa – powiedział łapiąc za klamkę.
- Nie, nie przeszkadzaj im.  Nie masz jakichś spodenek i koszulki? – zapytałam. W odpowiedzi tylko słodko się uśmiechnął. Pół godziny później stałam w nowych ciuchach od Harry’ego które najprawdopodobniej były przeznaczone do gry w piłkę i dosuszałam włosy.
Ktoś zapukał do drzwi a ja otworzyłam zamek.
- Ubrałaś już się? – zapytał Harry pod drzwiami. – A zresztą, co mi tam – dodał i wszedł do łazienki.
Zaśmiałam się,  a on wszedł pod prysznic. Wycofałam się do sypialni i usiadłam na łóżku. W całym pokoju unosił się zapach jego perfum, jak się okazało zielonych Lacoste*.
Zmęczona wsunęłam się pod kołdrę i położyłam głowę na poduszce. Ten zapach był wszędzie.
Po kilkunastu minutach Harry Styles wyszedł z łazienki w samych bokserkach. Wsunął się cicho na łóżko najwyraźniej myśląc że śpię.
-Cześć, ślicznie pachniesz – szepnęłam i dotknęłam ręką jego włosów, co uwielbiałam robić. Uśmiechnął się tylko. Podniosłam się na łokciach i nachyliłam się nad nim całując go w nos. Zerwał się i przewrócił mnie na bok całując. Zaśmiałam się. Po kilkunastu minutach położyłam się w spokojnie przytulona do jego boku.
- Brakowało mi Ciebie – powiedział dotykając moich włosów.
- Też tęskniłam.  Nie wiem co się stało…
- Kocham Cię – szepnął.
Spokojna, po tych słowach z uśmiechem na ustach przytuliłam go mocniej i pogrążyłam się we śnie.



*Zapach – dziewczyny, ten męski zapach jest niesamowity! Sprawdźcie, świetny prezent ;)
Wiem że krótki i opisuje  wieczór, ale inaczej nie potrafiłam, będę się starała. Jakoś mnie tknęło, i zaczęłam pisać. Dziękuję za ponad 21 000 wejść, około 230 komentarzy oraz 10 osób śledzących blogowo, to bardzo miłe i magiczne. Będę pisać, motywujcie mnie przesyłając komentarze!. Do następnego,

Wonderful

22 kwietnia, 2012

12 CHAPTER


Chodziłam po sklepie wrzucając produkty do koszyka. Lawirując między półkami  dotarłam do nabiału. Wyciągając rękę po jogurt naturalny poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam lekko głowę w prawą stronę i dostrzegłam dwie dziewczyny jawnie przyglądające mi się. Zmarszczyłam brwi patrząc na nie jednak one nie reagowały, dalej wpatrując się we mnie.
Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do kasy.  Gdy zapłaciłam, pchnęłam drzwi jednak w tej samej chwili mrugnął flesz który zobaczyłam kątem oka. Odwróciłam się szybko, jednak nikogo nie było.

-Daisy! – jęknęłam, próbując daremnie uspokoić mojego  psa, który na mnie skakał liżąc po twarzy. Zamknęłam za sobą furtkę i szłam chodnikiem do domu.  Jesienne słońce chyliło się ku zachodowi. Byłam zmęczona po wczorajszej imprezie, wstałam w południe z cholernym kacem. A jutro szkoła. Świetnie.
Moje pseudo-przemyślenia przerwały głosy dochodzące z domu. Kłótnia. Wielka.
-Chyba sobie żartujesz! Jak to nie moje?! – dobiegł do mnie stłumiony głos ojca. Podchodząc bliżej usłyszałam cichą odpowiedź – Istnieje taka możliwość.
Dotknęłam ręką ust zaskoczona. Czy oni rozmawiali o moim … rodzeństwie?

Weszłam cicho na górę pogrążona w myślach. Nie wiedziałam co o tym sądzić. Oboje byli zdenerwowani więc nie chciałam teraz im zawracać głowy. To ich sprawa.
Włączyłam laptopa i sprawdziłam rutynowo strony. Dostałam wiadomość od Valerie, która wyjechała wczoraj z Zayn’em do Bradford. „Zobacz” z linkiem. Zaciekawiona otworzyłam i doznałam szoku. 
Jechałam w dół myszką z coraz bardziej przerażoną miną. Na każdym byłam ja, z kilkoma osobami.
Każde kolejne gorsze. Na pierwszym, ja z jakimś kolesiem uśmiechająca się. Okej, to pamiętam.
Kolejne- siedziałam na kolanach jakieś innego. No, to jeszcze normalne.
 Trzecie siedziałam na fortepianie w salonie u Brandon’a  i .. zaraz, zaraz. Czy obok to moje koronkowe majtki? Odetchnęłam głęboko. Zjechałam niżej.  Na następnym był mój brzuch i ujęcie pokazywało jak ktoś .. bierze cukrową limonkę zębami z niego. Jęknęłam.
 Na końcu postu był tekst „ Czyżby nasza mała Mell, nie była taka święta, jak się wydawało na początku?”
Siedziałam wpatrzona w ekran. Coś pyknęło. Podskoczyłam, jednak to był tylko komunikat. Ten użytkownik dodał następnego posta. Kliknęłam. Było zdjęcie, ukazujące mnie gdy wychodziłam dzisiaj ze sklepu.
Zamknęłam z hukiem laptopa. Próbowałam ujawnić tożsamość tej osoby, jednak nie mogłam. To były jej pierwsze dwa posty. Zadzwoniłam do Amy, jednak mogłam porozmawiać tylko z sekretarką.
Zeszłam na dół zrobić sobie jakieś jedzenie. Wzięłam popcorn z szafki który miał się przygotować przez kilka minut sam w mikrofalówce. Zadowolona położyłam się na kanapie i usnęłam.

- Hej, hej – poczułam lekkie szturchnięcie. Zmrużyłam oczy, i doszła do mnie woń. Zmarszczyłam nos.
- Spałaś?  - pojawiła się nade mną głowa .. Liama?
- Nie, oglądałam powieki – mruknęłam.
- Jak można tak nie szanować jedzenia? – pojawił się za nim wzburzony Niall. Spalenizna. Popcorn. Taak.
– Idę, może jeszcze coś uratuję – powiedział do siebie  zniknął z pola widzenia. Wstałam do pozycji siedzącej. Liam usiadł obok.
- To co się dzieje? -  zapytał się siadając obok mnie.
- Pojawiacie się tutaj znikąd i jeszcze pytasz co się dzieje? – burknęłam przecierając oczy. W odpowiedzi spojrzał tylko na mnie znacząco. W oddali coś grzmotnęło.  Oboje spojrzeliśmy w stronę kuchni, na siebie i wzruszyliśmy ramionami.
- Widziałem zdjęcia. – powiedział a ja spojrzałam na niego przerażona.
- Skąd? Inni również?
- Ktoś podrzucił nam to, dziś z rana. Wszyscy widzieli oprócz Harry’ego, zgodnie stwierdziliśmy aby mu tego nie pokazywać. – powiedział rzucając kopertę na stolik.
Wyciągnęłam rękę i wzięłam ją. Otworzyłam, i się przeraziłam. Wszystkie te same zdjęcia co z rana. Położyłam je z powrotem na stoliku. 
- Milczy, siedzi sam w pokoju. Nie chce rozmawiać. O co chodzi?
- Może to już po prostu koniec Liam? – wstałam i poszłam po schodach do sypialni.

Usłyszałam kroki w korytarzu i ciche pukanie do drzwi. Po chwili pomimo braku odpowiedzi i tak się otworzyły. Poczułam jak ktoś siada na łóżku.
- Wiesz, pamiętam nasze pierwsze spotkanie. I Twojego psa – roześmiał się cicho – pamiętam ten moment gdy okazało się że wszyscy Cię znamy.. Te chwile na plaży również. Harry był wtedy taki .. inny. Mówię to szczerze. Kazał nam nic nie mówić, ale miał trochę mroczną przeszłość. Gdy rozpoczęła się era Ciebie, zmienił się. – spojrzałam na niego.
- Dziękuję Liam, to bardzo miłe – przytuliłam go. – Wspaniały przyjaciel z Ciebie.
Siedziałam tak dłuższą chwilę, gdy dobiegł nas zapach z dołu. Taki pachnący. Spojrzeliśmy na siebie zszokowani.
– Niall!

Okazało się że Niall odsmażał steki które znalazł w lodówce. Byliśmy zdziwieni, on zawsze tyle jadł ale żeby samemu gotować? Pomimo wszystkiego, były naprawdę bardzo dobre. Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy jednak oni musieli już się zbierać. Odprowadziłam ich, i wróciłam do domu.
Zaczął padać deszcz. Postanowiłam odrobić lekcje, w końcu jutro poniedziałek, szkolnie. Deszcz bębnił w parapet, a ja zabrałam się za matematykę, choć zadania były trudne, postanowiłam spróbować.
Kończąc wypracowanie na polski, zadzwonił dzwonek. Zeszłam powoli po schodach. Za oknem było już ciemno, nie zapowiadało się na żadną wizytę.
- Cześć,  Melanie – powiedział cicho gdy otworzyłam drzwi.
- Co Ty tutaj robisz?
- Chciałem zobaczyć jak się masz.
- Brandon… Przykro mi, nic z tego nie będzie.



Przepraszam! Dwa miesiące trwała przerwa, musiałam trochę rzeczy przemyśleć. Potraktujcie to jak przerwę od drugiej połowy opowiadania, która już minęła. Krótszy troszkę niż zazwyczaj, ale chciałam coś dodać. To już większa połowa opowiadania, ale kilka rozdziałów jeszcze będzie. Jeśli możecie, skomentujcie. Mam nadzieję że ktoś jeszcze tu zagląda J

Lots of love,
Wonderful.

01 marca, 2012

11 CHAPTER


 Poczułam plusk zimnej wody na twarzy. Zerwałam się z piskiem od razu z łóżka, oraz wielką rządzą mordu.
-Jak śmiesz! - zapiszczałam.
- Wreszcie coś zadziałało, czekam od piętnastu minut. – przewróciła oczami i poprawiła włosy.
Kolejny sobotni ranek. Miałam wrażenie że od poprzedniej soboty minęły wieki. Jednak poranki nie różnią się za bardzo.
- Nie życzę sobie tego, nie rób tak więcej – burknęłam i powróciłam do łóżka.
-Mam jeszcze pół kubka wody, chcesz? – zapytała. Zawsze była skuteczna.
-Wygrałaś Amy, już wstaję – powiedziałam i wysunęłam nogi z łóżka.
- Koniec unikania mnie, dziś rozmawiamy – stwierdziła.
                                                                        --
- No i wróciłam do Londynu i spotkałam się z Brandon’em – zakończyłam mój monolog. Amy Valerie westchnęła teatralnie.
- Tak myślałam że wydarzyło się coś w tym stylu. Ciekawe o co chodzi z tą Shannon – zamyśliła się nad kubkiem herbaty i tostem.
- Nie mam pojęcia, ale nie obchodzi mnie to. – powiedziałam dokładnie. Spojrzała na mnie z troską.
- Może trochę obchodzi, ale co ja na to poradzę? Jak tam  z Zayn’em? – spytałam sprawnie zmieniając temat. Uśmiechnęła się tylko i zaczęła mówić. Opowiedziała mi o cudownej środzie, cieszyłam się jej szczęściem. W pewnej chwili zadzwonił telefon, wyszła z pokoju na chwilę i odebrała. Wypiłam do końca swoją herbatę a ona wróciła. Wyglądała na zmartwioną.
-Wujek Zayn’a umarł, wraca do Bradford i poprosił mnie abym z nim pojechała. Zmartwiłam się. Biedny Zayn. 
- Pojadę z Tobą do niego, porozmawiam z nim i pojedziecie. – uśmiechnęła się wdzięcznie a ja przytuliłam ją.
                                                                         --
- Dwadzieścia funtów – powiedział kierowca taksówki. Zapłaciłam mu i weszłyśmy do budynku, wsiadłyśmy do windy. Wcisnęłam najwyższe piętro,  i czekałyśmy. Po chwili winda się zatrzymała wcześniej niż powinna i wszedł chłopak.
- Brandon?! Co Ty tu robisz? – zapytałam szczerze zdziwiona. 
- W zasadzie, to mieszkam – uśmiechnął się. Przedstawiłam mu Amy a ona rzuciła mi dziwne spojrzenie.
- Jadę na dół, ale poczekam aby was odwiozła. Świetnie się z Tobą bawiłem w czwartek, wiesz? – powiedział „przypadkiem” dotykając mojej dłoni.
Mruknęłam zdegustowana. Winda zatrzymała się i wysiadłyśmy.
- Wieczorem urządzam imprezę tutaj, wpadnijcie! – krzyknął a drzwi zamknęły się.
- Czy ja o czymś nie wiem? – zapytała moja przyjaciółka biorąc się pod boki.
- Tylko kolega, przestań, nie ma o czym mówić - zaprotestowałam. Rzuciła mi groźne spojrzenie. Już otworzyła usta aby zacząć gdy wtedy otworzyły się drzwi i wyszedł Zayn.
- Amy – szepnął. Podszedł do niej i przytulił ją, całując w usta. Po chwili puścił ją i powiedział –
- Dziękuję że przyszłaś. Melanie – cicho powiedział. Ciężko mi się zrobiło gdy go zobaczyłam. Był blady i niewyspany. Obwódki oczu miał lekko zaczerwienione. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Przez ten czas naszej znajomości naprawdę się poznaliśmy. Było bardzo przykro z jego straty i widziałam że był rozdarty. Po chwili reszta chłopaków wyszła z mieszkania, byli smutni. Przywitałyśmy się i weszliśmy do salonu marchewkowego boya i Hazzy. Wyszedł on od razu w moją stronę z niepokojem na twarzy.  Miał na sobie ciemny granatowy sweter i dżinsy.
- Wszystko w porządku?
- Jasne, czemu miałoby być coś nie tak? – słabo się uśmiechnęłam. Siły już nie miałam. Uścisnął moją rękę, ale nie zareagowałam. Pozostali zostawali w Londynie, Zayn na kilka dni z Amy jechał do domu. Ustalili wszystko razem ze swoim menagerem przez telefon.  Amy spakowana ruszyła wraz z Zayn’em w podróż, Liam poszedł spotkać się z Danielle a Niall i Louis poszli do Nando’s.  A raczej pierwszy zaprowadził drugiego.
- Zostaniesz? – zapytał Harry. Spojrzałam na niego. Niewinny wzrok.. Czy aby na pewno?
- Jestem zajęta, przepraszam – powiedziałam i wyszłam szybko. Dogonił mnie na korytarzu gdy miałam wchodzić do niej.
- O co chodzi?! – krzyknął za mną. Odwróciłam się. Miałam już dosyć.
- Nie potrafię tak dużej –  po tych słowach weszłam do windy a drzwi się za mną zamknęły.
                                                                     ---
Gdy dotarłam do domu nie wiedziałam co z sobą zrobić. Błądziłam po domu bez celu. Przysiadłam na taborecie i zaczęłam grać na pianinie moją ulubioną melodię. Yann Tiersen – Amelie Poulation(polecam włączyć dop. aut.) 
Siedziałam i patrzyłam w okno. Zawibrował telefon. „Przyjdź wieczorem, czekam B”. Ta impreza. Z braku wyboru poszłam do pokoju i zaczęłam się na nią szykować.
                                                                     ---
Po raz drugi dziś, tylko teraz wieczorem wyszłam z taksówki i weszłam do kompleksu. Brandon mieszkał niżej niż chłopaki, więc wyszłam już na drugim piętrze. Otworzył mi drzwi i jak na gospodarza przystał zaprosił do zabawy. Mieszkanie było duże, a osób było wiele. Postanowiłam zabawić się i pogrążyłam się w zabawie. Wódka lała się litrami, piwo beczkami. Pamiętam urywki wspomnień gdy tańczyłam na stole, nawiązane znajomości  i kilka innych rzeczy których wolałabym nie pamiętać.

- Cholera ale głowa mnie boli – zajęczałam i otworzyłam delikatnie oczy. Słyszałam jak trawa rośnie za oknem, choć w centrum jej nie było.
- Wreszcie się obudziłaś – usłyszałam męski głos. Co ja narobiłam?! I pytanie brzmi gdzie jestem do licha?
- Nieźle wczoraj zabalowałaś – pojawił się przede mną Brandon. Zorientowałam się że leżę w atłasowej pościeli i najprawdopodobniej jego pościeli co było najgorsze.
Zerwałam się z łóżka i szybko wstałam. Miałam sobie nadal moją wczorajszą sukienkę  a szpilki stały obok. Spojrzałam znacząco na Brandon’a.
- Hej, nic nie zaszło.  – podniósł ręce w obronnym geście. Spałem na kanapie. Z resztą znalazłem Cię nad ranem w moim łóżku i nie chciałem Cię już ruszać.
- Która godzina? – zapytałam przytomnie.
- Dochodzi dziesiąta.
Po chwili doszła do mnie powaga sytuacji. Założyłam szybko szpilki, przygładziłam włosy i zabrałam żakiet z podłogi.
- Przepraszam! – krzyknęłam i wybiegłam z apartamentu. Szybko podbiegłam do windy i czekałam na nią niecierpliwie. Rodzice mnie zabiją! Gdy tylko się otworzyła weszłam do niej i zjechałam na dół. Gdy wychodziłam z budynku w holu z pewnej odległości zobaczyłam w windzie Harry’ego. Otworzył usta ale w tym momencie winda się zamknęła.

Weszłam cichutko do domu Spojrzałam w lustro i przestraszyłam się. Wyglądałam okropnie, szminka mi zeszła  i włosy miałam całkiem poplątane. Przeszłam przez korytarz na palcach i niosłam w ręku buty. Miałam wielką nadzieję że wszyscy nadal śpią.
W progu przywitali mnie jednak rodzice. Mieli dziwne miny a mama… Czy ona się uśmiechała?!
- Melanie… będziesz miała brata.


Jest i 11 rozdział. Wiem, przepraszam  za moją nieobecność.  Poprawię się! Piszcie jak Wam się podoba. Mój twitter jak by coś - Wonderful_xoxo. Dzisiejszy rozdział pojawił się dzięki mojej czytelniczce – Kasi. Dziękuję za dzisiejszą rozmowę kochana!
xoxo

05 lutego, 2012

10 CHAPTER



- Amy? Masz dziś czas? – głos w słuchawce, po raz wielokrotny mnie rozproszył. Chyba zawsze tak będzie i nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
- Myślę że tak, ale dopiero po szkole. Nie jesteś w Cheshire?  –zapytałam przytomnie po chwili, przywołując się do porządku.
- Nie, już nie jestem. Szkoła.. Zapomniałem – westchnął – więc zarezerwowałabyś czas po szkole dla mnie? – zapytał tym słodkim głosem.
- Zayn.. – po co w ogóle pytał? – oczywiście– odpowiedziałam. Pożegnał się szybko i rozłączył się. Nawet nie zapytał o której kończę.  O co chodzi?

Wybijałam rytm ołówkiem i modliłam się o dzwonek.  Jeszcze brak obecności Melanie, dobijał mnie podwójnie. No bo, naprawdę, chemia? Wzory, idiotyczne obliczenia nie wiadomo skąd? Po cholerę?
I jeszcze spadające gacie Craven’a w tym nie pomagały.
- Amy Valerie Smith? – usłyszałam głos. To był głos z niebios.  Podniosłam wolno głowę a mój wzrok powędrował w sufit. Zbawienie?
- Panno Smith! – zawołał Craven.  Spojrzałam na niego nieprzytomnie. Obok niego stała starsza sekretarka pani Wright. Więc to mówiła ona.
- Dzwonił Twój tata, jesteś zwolniona. Czeka na parkingu. – powiedziała wolno, akcentując każde słowo.
- Tak! – wyrwał mi się okrzyk i wstałam szybko. Nauczyciel spojrzał na mnie karcąco, i już miałam ochotę pokazać mu pewien palec, gdy uświadomiłam sobie że chemię będę miała również jutro. Uśmiechnęłam się więc tylko i wyszłam z klasy przy towarzyszących mi zazdrosnych spojrzeniach.


Wyszłam ze szkoły, i stanęłam na parkingu. W tym momencie uświadomiłam sobie że mój tata jest w delegacji Nowym Jorku. Rozmawiałam z nim rano. Przez telefon. Jak to możliwe?
- Cześć piękna – wyszeptał mi głos do ucha. Podskoczyłam ze strachu i momentalnie odwróciłam się.
- Hej – mruknęłam cicho  i przytuliłam się do niego. Po kilku minutowym powitaniu, oświeciło mnie.
-Zayn Jawaad Malik, czy to Ty zadzwoniłeś do sekretariatu? – powiedziałam złowrogim tonem biorąc się za boki. Spuścił wzrok.
- Brakowało mi Ciebie. – powiedział bujając się na piętach.
- Dziękuję – krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Uśmiechnął się szeroko.
- Chodźmy do auta, zanim ktoś zobaczy kim jest Twój ojciec – zaśmiał się ze swojego żartu i wziął mnie za rękę. Zaprowadził mnie do czerwonego bentley’a.  Widząc moje spojrzenie na samochód uśmiechnął się tylko i powiedział poklepując lekko maskę – Moja pierwsza wypłata. – i otworzył mi drzwi do auta.  Nie chcę wiedzieć, ile wynosiła.
Podczas neutralnej rozmowy w aucie, spojrzałam na jego profil. Zręcznym ruchem prowadził samochód i trzymał kierownicę. Włosy miał ułożone do góry, malutkie diamenciki błyszczały w uchu. Na sobie miał koszulkę i czerwoną kurtkę basebollówkę która podkreślała – w jego wypadku wszystko. Chyba to zauważył, bo położył rękę na skrzyni biegów i lekko ścisnął moją – Ładnie wyglądasz. – Uśmiechnęłam się tylko. Chodzi taki po świecie, nieświadomy własnego uroku.
- W zasadzie, gdzie jedziemy? – zapytałam marszcząc brwi.
- Niespodzianka – powiedział i podniósł kącik ust. – Przepraszam za to że w niecny sposób zabrałem Cię ze szkoły, ale mogłem się powstrzymać. A po za tym zaraz dogrywamy płytę. I będę miał mało czasu – zauważając moją uniesioną brew wytłumaczył – te momenty, które nie wyszły w wakacje, a które trzeba poprawić. Premiera płyty jest za miesiąc – dodał zmieszany.
- Zayn! To wspaniale! – krzyknęłam i nachylając się pocałowałam go w usta.
- Zagrażasz kierowcom – zażartował. Przypominając sobie ranną rozmowę, zapytałam – Kiedy wróciłeś z Cheshire?
- W środę wieczorem , wczoraj w zasadzie – odpowiedział drapiąc się po brodzie. Roześmiałam się.
- Jak się ma Melanie? – Nie miałam z nią kontaktu od początku jej wyjazdu.
Spojrzał na mnie zdziwiony. – Przecież  wróciła ze mną wczoraj. Mówiła coś o wizycie u lekarza – odparł. Czemu nic o tym nie wiem?
- Nie było jej dziś w szkole… -odpowiedziałam zdziwiona, i od razu wpadło mi coś do głowy - A jak między nimi?  - zapytałam, planując już co jej zrobię.
- Było dobrze, jednak coś Liam mówił że wypytywała o mroczną przeszłość Harry’ego.- odpowiedział - I jego koleżanki - dodając po chwili. Więc coś wydarzyć się musiało. Postanowiłam jednak odłożyć to na później.
- A Ty ukrywasz coś przede mną? – zapytałam podejrzliwie.
- Nie próbowałbym – roześmiał się.

- Zamknij oczy – powiedział Zayn gdy wyszliśmy z auta. Byliśmy na jakiejś polanie, z tego co zdążyłam się zorientować.  Wziął mnie za rękę i zakrył mi oczy. Po pięcio-minutowym spacerze przystanął. Czułam zapach .. lasu?
- Otwórz oczy – szepnął.
- Zayn! – jęknęłam uśmiechając się i rozglądając wkoło. Miałam rację, byliśmy na polanie przy jeziorze. Wkoło były drzewa, a słońce świeciło, jesiennym blaskiem. Nieopodal nas leżał koc  i kosz piknikowy.
- To jest cudowne – powiedziałam stając na palcach i całując go w usta. Wziął mnie za rękę i poprowadził do naszego pikniku. Rozłożyliśmy koc i o otworzył koszyk..
- Pomyślałem że pokażę ci kilka egzotycznych owoców. Mój tata pochodzi z Pakistanu i mieszkał tam, więc jeszcze przed rozwodem często w domu one były – wyjaśnił.
- Dawno temu Twoi rodzice się rozwiedli?  – zapytałam delikatnie.
- Miałem dziewięć lat – odparł zamyślony patrząc w dal.
- Przykro mi, Zayn – powiedziałam dotykając jego ramienia. Uśmiechnął się tylko i mnie przytulił. Położyłam się, opierając się na jego torsie. On ze znawstwem obierał mango. Była to odmiana indyjska. Podawał mi miąższ łyżeczką,  owoc mango był bardzo smaczny, o słodkim smaku i specyficznym aromacie. Obiecał mi również ugotować kurczak w sosie tikka masala, jego specjał.
- Masz ochotę na papaję? – powiedział unosząc lekko brew.
- Uwielbiam Twoje zaakcentowanie słowa papaja – roześmiałam się.
- Papaja, papaja, papaja – powtarzał pomiędzy pocałunkami na mojej szyi.
- Zayn! – krzyknęłam śmiejąc się gdy całował mój obojczyk.  – Przestań! – umierając dosłownie ze śmiechu stoczyłam się na trawę. Od razu pojawił się przy mnie.
- Papaja? – zapytał i po chwili pocałował mnie w usta.



Jest i rozdział dziesiąty "bonusowy". Mała odmiana, mianowicie pisane z innej perspektywy. To taki odskok, może kiedyś jeszcze w takiej napiszę? Poproszę o opinię.
 Wiem że miał być kilka dni temu, ale nie do końca została dotrzymana umowa. Mam na myśli tu anonima który dodał ok. 20 komentarzy pod rząd. To naprawdę słodkie, że tak bardzo chcecie nowy rozdział ;) Komentujcie i teraz, bo to one motywują mnie do napisania kolejnego rozdziału!
Dedykuję go Kasi która bardzo mnie zmotywowała swoim komentarzem (dziękuję), oraz stałym czytelniczkom, m. in @Aanisa_A,@oluupoland, @dusia_PL, @adrianna_malik, @manulinka, nobodyknows i specjalna dedykacja dla Was,  którzy teraz to czytacie – Anonimowych!

xoxo

30 stycznia, 2012

09 CHAPTER


Obudziłam się przy akompaniamencie deszczu, który mocno uderzał o parapet.  Leniwie otworzyłam oczy, i po dłuższej chwili uświadomiłam sobie gdzie jestem, i co tu robię. Wyciągnęłam odruchowo rękę ale miejsce obok mnie było puste. Wstałam, i gdy się przeciągałam ziewając trzasnęły drzwi wejściowe.
- Ups – jęknął z dziwną miną blondyn. Zorientowałam się że jestem w kusych spodenkach i bokserce czyli mojej piżamie. Zignorowałam to. Szukając rzeczy w torbie zapytałam go gdzie wszyscy się podziewają.
- Śpią – odparł krótko. – A Harry… Jest w sklepie.  – jeździł wzrokiem po ścianie. -Ja wyszedłem tylko na malutką przekąskę do lodówki. – powiedział skromnie  pokazując talerz. Uśmiechnęłam się tylko i poszłam do łazienki. Kłamał, i oboje o tym wiedzieliśmy.

- Ślicznie pachnie – powiedziałam wchodząc do kuchni. Roznosił się po niej delikatny zapach cynamonu z kardamonem.  Przy kuchence stała mama Harrego. Odwróciła się i spojrzała na mnie. 
– Myślałam że usmażę przed waszym przyjściem. Zazwyczaj oni nadal śpią – spojrzała zdziwiona szukając kogoś za moim ramieniem. 
- Śpią nadal, jednak Niall pomimo tego zdążył już spenetrować lodówkę – stwierdziłam na co ona zaśmiała się. Zrobiła ciepłą herbatę i przygotowała naleśniki w czym jej pomogłam. Usiadłyśmy do stołu i przy herbacie zaczęłyśmy rozmawiać. Pytała mnie o szkołę, rodziców. Była naprawdę sympatyczną kobietą i świetnie się z nią rozmawiało. W pewnym momencie ktoś wszedł do domu.
– Mamo! Wróciłam! – usłyszałam głos jakiejś kobiety. Spojrzałam zdezorientowana na Annie, która od razu wniebowzięta pobiegła do niej. Po chwili skojarzyłam fakty – tak, córka. Gemma?
Poszłam do przedpokoju, i ujrzałam przytulające się panie i za nimi zrezygnowanego Harry'ego.
- Też się cieszę że Cię widzę, jednak daj ludziom przejść do swoich dziewczyn – mruknął tym swoim głosem. Zawsze działał na mnie elektryzująco i zawsze się przy nim rozpływałam. Ale STOP.Nie pójdzie tak łatwo. Shannon hm, Harry Stylesie?
Podszedł do mnie i łapiąc mnie w pasie mruknął do mojego ucha – Tęskniłaś? – i celując zapewne w moje usta nachylił się. Odwróciłam głowę i nadstawiłam policzek. Nie będzie tak łatwo. Zobaczyłam wtedy porozumiewawcze uśmiechy i zarumieniłam się. 
– Uwielbiam te rumieńce – mruknął ponownie z tą chrypką. 
– Harry, nie czaruj – powiedziałam zdejmując jego ręce z talii i weszłam powrotem do kuchni. Czy on miał na sobie te same ciuchy co wczoraj?
- Co jest na śniadanie? – wykrzyczeli chłopcy wbiegając znienacka do domu. Spojrzałam na Annie ze zrozumieniem, i wszyscy poszliśmy je zjeść.
Poznałam siostrę Harry’ego, jest interesującą osobą. Wysoka brunetka, o stanowczych oczach. Dowiedziałam się że studiuje w Sheffield, ma chłopaka który nie mógł przyjechać. Dogryzała sobie z bratem, jak to rodzeństwo. Zawsze byłam ciekawa jak to jest mieć je, młodsza siostra, starszy brat? Niestety, już nie wykonalne.  W południe powiedziałam że pójdę pobiegać. Swoje towarzystwo zaproponował Liam, na co chętnie się zgodziłam.
- O co chodzi z tą Shannon? – zapytałam prosto z mostu gdy biegaliśmy w pobliskim parku. Przerwał od razu swój monolog  na temat singla i spojrzał w bok.
- Nie wiem za bardzo o czym mówisz – zaczął Liam. Spojrzałam tylko na niego pobłażliwie. Wciągnął powietrze i powiedział – Oni mają jakąś swoją wspólną przeszłość. To nie moja sprawa, porozmawiaj na ten temat ze Styles’em. – skończył raptownie. Zamyśliłam się, patrzyłam na przebijające się słońce przez korony drzew. Pogoda zawsze mnie zadziwiała i chyba ona jako jedyna się nie zmieni.
- Pamiętasz? – szturchnęłam go łokciem i zmieniłam temat. – W podobnych okolicznościach się poznaliśmy. Uśmiechnął się lekko. – Mam wrażenie jakby to było dawno temu – odezwał się po chwili a minął zaledwie miesiąc. – Znowu się chmurzy – autentycznie się zdziwił. Dosłownie kilka minut później rozpoczęła się ulewa, a my rzuciliśmy się biegiem do domu.

- Ręcznik – krzyknął Payne i rzucił mi go przez cały pokój. Powąchałam go. Pachniał znajomo.
 – Payne, czy Ty używasz mojego lawendowego olejku do ciała?! – krzyknęłam do niego.
- Tak, ten olejek jest niezły – stwierdził Louis w tym momencie wchodząc do pokoju. Spojrzałam z oburzeniem na nich. Wyjaśniło się, dlaczego mam go tak mało. Gdy spojrzałam na Zayn’a, posłał mi tylko spojrzenie w stylu ‘ co poradzisz’.Annie wyszła, a my siedzieliśmy i oglądaliśmy TV.
- Idę po Twój koc do domku, zaraz wracam – wstałam i wyszłam na dwór. Deszcz przestał padać, ale nadal było zachmurzenie. Przeszłam przez ogród i weszłam do domku. W salonie, tam gdzie spałam, leżał teraz Harry z telefonem. Spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Powiesz mi co się dzieje? –zapytał w końcu po chwili ciszy.
- Nic się nie dzieje. – krzyknęłam mu z łazienki. Szukała niebieskiego kocyka Louisa, twierdził że tu będzie. W drzwiach pojawił się Harry. Złapał mnie za ręce i spojrzał mi w oczy.
- Co to za dziewczyny wczoraj wieczorem? –zapytałam, neutralnym tonem. Widziałam że wyraźnie się spiął. – Koleżanki – odparł.
- A dziś czemu byłeś w tych samych ubraniach co wczoraj? I wyszedłeś. – powiedziałam niewzruszona, ciągnąc tym samym tonem. Widziałam że coś miał powiedzieć ale w ostatniej chwili zrezygnował.
- Daruj sobie – powiedziałam i wyszłam. Nie zatrzymywał mnie. Wróciłam z powrotem do ich domu. Chłopcy oglądali telewizję.
– I jest mój kocyk? – zawołał nieświadomy niczego Lou gdy byłam w przed pokoju.
- Nie znalazłam – odparłam. Nie wiedziałam co z sobą zrobić, z pewnością nie chciałam go teraz spotkać, więc wyszłam do ogrodu. Jesień dawała o sobie znać, widać to było wyraźnie. Więc tak teraz będzie? Westchnęłam. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Chyba przyjazd tutaj był pomyłką. Czy wszystko inne, też nią było? Wyjęłam telefon i  po chwili wahania wybrałam numer.
- Brandon? Co robisz we czwartek?





I jest już 9 rozdział. Szybko to idzie, naprawdę. Jest już ponad osiem tysięcy wejść! Cieszę się że ktoś to czyta. Pomyślałam że jeśli będzie pod tym rozdziałem 40 komentarzy, na urodziny Harry’ego  (1 luty) opublikuję 10 rozdział bonusowy. Więc, jeśli chcecie, działacie :)

Much love.

17 stycznia, 2012

08 CHAPTER


Ziewnęłam znacząco i założyłam nogę na nogę. Poprawiłam moją czarną spódniczkę z wyższym stanem i podniosłam wzrok z powrotem na Jonathana Joseph Williams’a. Stał ze sztucznym uśmiechem w tym swoim szarym garniturze w prążki. Tak, to mój  dyrektor produkujący się na różne bezsensowne tematy z serii – szkoła. W moim wypadku – szkoła muzyczna. Grałam na pianinie, ostatnio zrobiłam sobie wakacyjną przerwę, jednak teraz muszę do tego powrócić.
 Dziś był poniedziałek, pierwszy dzień szkoły, udręki, męczarni i tak dalej. Obok mnie siedziała Amy w kusej czarnej sukience która już zdążyła przyprawić dyrektora o jaskrawo czerwone plamy na twarzy  i pot. Jedynym pocieszeniem tego tragicznego dnia było jej towarzystwo. Siedziałam tak, myśląc o minionym weekendzie a w tym – o sobocie. Na samą myśl o niej robiło mi się gorąco. Toż to było takie urocze.
Zamyślona patrzyłam w jeden punkt gdy poczułam jak najdroższa przyjaciółka wbija mi łokieć w żebra
. – Ałć! – jęknęłam masując brzuch.  Wskazała za siebie i z powrotem jej wzrok powędrował do ekranu telefonu który trzymała w ręce. Odchyliłam się i zobaczyłam Brandon’a. Zawsze miałam na niego ochotę jak wiele innych dziewczyn jednak zrezygnowałyśmy bo był nieosiągalny. Spojrzałam na niego pytająco na co on uniósł kartkę i uśmiechnął się. Na niej było napisane „Sobota wieczorem?”. Czy to był sen? Był o rok starszy, głowę wyższy i miał kręcone włosy oraz najładniejszy uśmiech na świecie. No, myślałam tak dopóki nie pewne wydarzenia podczas wakacji.  Ale Brandon Collin i tak był słodki.
Uniosłam brwi i zerknęłam na niego. Wzruszyłam lekko ramionami. Zrobił smutną minę i takie oczy, że aż głośno się roześmiałam. Pokazałam aby mu aby zadzwonił i odkręciłam się z powrotem do Amy. Napotkałam jej zdziwiony wzrok i uśmiechnęłam się lekko.
– Spotkasz się z nim? – szepnęła mi do ucha.
 –Sama nie wiem.
Nuciłam sobie pod nosem Pretty Women i rozglądałam się ukradkiem. Nowe pary, nowi uczniowie pierwszej klasy nie świadomi co ich czeka jednak na pewno utalentowani.  Za oknem październik dawał o sobie znać, liście zaczynały spadać, rozpoczynała się jesień. Zaraz, zaraz… Czy to? Nie, nie możliwe.
A jednak. Pokazałam Amy i wskazałam znacząco w stronę drzwi na co ona kiwnęła zrozumiale głową. Wstałam, wzięłam torebkę i skierowałam się w stronę wyjścia.
- Panno Moore? – zagrzmiał za mną głos dyrektora gdy położyłam rękę na klamce. Nie odwracając się pomachałam ręką i wyszłam z auli.
- Co Ty tutaj robisz? – zapytałam mile zaskoczona.
- Od soboty minęło sporo czasu, stęskniłem się – odpowiedział i uśmiechnął się lekko. Wstał i przyciągnął mnie do siebie. 
– Mogłeś napisać – szepnęłam mu do ucha. 
- Niby tak, ale nie mógłbym zrobić tego – odpowiedział i musnął moje usta.
- Fakt – zgodziłam się zauroczona jego miękkimi wargami. Słysząc jakieś głosy za mną, obejrzałam się za siebie. W naszą stronę kierowała się stara jak świat sprzątaczka – Pani Adams ze szczotką.  Przewróciłam oczami i odkręciłam się z powrotem do Harry’ego.
- Widzę, że chyba muszę się zbierać – stwierdził z kpiącym uśmieszkiem.
- Żartujesz? Nie chce mi się tu siedzieć samej – mruknęłam.
- Tylko aby później nie słyszał że mam na Ciebie zły wpływ – powiedział podając mi kask. Podwinęłam moją i tak już krótką spódnicę i usiadłam. Harry skomentował to znaczącym ruchem brwi i ruszył. Odjechaliśmy czerwonym skuterem zostawiając za sobą mury Westminster Academy.

- Skuteczny pojazd – stwierdziłam zsiadając pół godziny później i masując pośladki.
- Prawo jazdy w drodze – po krótkiej przerwie dodał – Jak tam w szkole?
- Proszę nie zaczynaj – jęknęłam. – Chętnie urwałabym się już teraz.
Mruknął coś niezrozumiale pod nosem w odpowiedzi.
- W zasadzie gdzie my jesteśmy ? – zapytałam zaciekawiona.
- Podziemia, na górze jest moje mieszkanie z Louisem i w zasadzie wszystkich. Wsiedliśmy do windy trzymając się za ręce  i wyszliśmy na szóstym piętrze.
- Wszyscy tu mieszkają? Nie wiedziałam – ściągnęłam brwi.
- Ja z Louisem tutaj, ponieważ dopiero w lutym skończę osiemnaście lat – powiedział otwierając kluczami drzwi - naprzeciwko nas Liam, Zayn i Niall, mają większe mieszkanie. – wskazał na drzwi naprzeciw i skończył wyraźnie tym zasmucony – ale to my mamy większą wannę – zakończył z cwaniackim uśmieszkiem.
- Oj kotku, kotku – zacmokałam. W odpowiedzi nachylił się i pocałował mnie. Odpowiedziałam mu z cichym śmiechem obejmując go za szyję. Wziął mnie na ręce i zaniósł mnie do salonu śmiejąc się głośno.
– Harry! – krzyknęłam gdy położył mnie na kanapie i zaczął łaskotać. Zawsze tego nienawidziłam, bo byłam na to strasznie wrażliwa. On niewzruszony nadal mnie łaskotał z iskierkami w tych ciemnych oczach. 
– Przestań – powiedziałam ostatkiem sił i krztusząc się ze śmiechu. Po chwili on  położył się obok i zaczął bawić się moimi włosami. Zaczął coś nucić, a ja zmęczona przymykałam już oczy.
- Hejka! – usłyszałam po dłuższej chwili obcy głos. – Louis! – krzyknął Harry zdegustowany. 
– Usypiała już! – zawołał z wyrzutem.
– Nic się nie stało – powiedziałam. Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy. Nad nami pochylał się Louis.
- Co tam, pysiaczki? – zapytał słodkim głosem.  Zmieszana  tą sytuacją podniosłam się i zapytałam gdzie łazienka.  Obaj wskazali korytarz po prawej. Otworzyłam pierwsze drzwi i ukazała się przestronna łazienka. Skorzystałam z toalety i ogarnęłam włosy przy lustrze. Zamknęłam drzwi  i skierowałam się ponownie do salonu. Światła były przygaszone, Lou zniknął a Harry siedział przy włączonym telewizorze.  Spojrzał na mnie gdy usłyszał moje kroki.
– Wiesz.. – zaczął. Spojrzałam tylko na niego zaciekawiona. Usiadłam na sofie i oparłam się o jego tors.
– Muszę jechać  dziś wieczorem na kilka dni do domu. – skończył.
- Coś się stało? – zapytałam i zaczęłam bawić się jego lokami.
- Nie nic, ale mamy kilka dni wolnego i mama chciała mnie zobaczyć.
- Dopiero co wróciliście. – westchnęłam. – Ale rozumiem.
- Właśnie o to chodzi – zagryzł dolną wargę i jakby się zbierając dodał – więc może chciałabyś mi potowarzyszyć?  Byłam zupełnie zaskoczona. Spojrzałam w jego oczy. Tęczówki aż lśniły nadzieją.
-Poznać Twoją rodzinę? – poruszyłam się niespokojnie. Ta wizja trochę mnie przerażała. – Sama nie wiem.
- Według Horana, moja mama najlepiej gotuje – poruszył brwiami. – Poznasz moją siostrę Gemmę. Kilku przyjaciół. Będzie fajnie. – zachęcał mnie dalej.
- Skoro nalegasz. Kilka dni najwyżej opuszczę w szkole, bywa – na samą myśl uśmiechnęłam się.
Jednak Harry zreflektował się. – Zapomniałem o szkole – mruknął zrezygnowany. 
– Nie będziesz opuszczać lekcji .
- Nie zmusisz mnie – stwierdziłam i pokazałam mu język. Na co on rzucił się na mnie i zaczął całować po szyi. Tak chichotałam że aż spadliśmy z sofy.
- Muszę się spakować – powiedział podnosząc mnie z podłogi. Niósł mnie tym samym korytarzem, otworzył trzecie drzwi i ponownie położył mnie na swoim łóżku.
-Więc to Twoja jaskinia – zażartowałam.
- Jeśli tu weszłaś to już nie wyjdziesz – odpowiedział wyjmując torbę podróżną i pakując ubrania. Miał atłasową pościel, a pokój utrzymany w jasnym odcieniu. Było tu bardzo przytulnie.
- Jedziemy później do Ciebie? Bierzesz jakieś rzeczy? – zapytał.
- Nie, pojadę nago – przewróciłam oczami, jednak widząc jego spojrzenie zastrzegłam – Nie odpowiadaj.


Byliśmy  w busie w drodze do Cholmes Chapel – rodzinnej miejscowości Harry’ego. Siedziałam obok niego, naprzeciwko nas Liam z Niall’em i Louis z Zaynem obok. Chłopcy śmiali się, tańczyli – ten bus to istny testosteron. Zayn próbował (nieudolnie oczywiście) wypytywać mnie o Amy. Napisałam jej o tym – strasznie żałowała że nie jest z nami, jednak w tym tygodniu musiała być w Londynie. Podczas szybkiej wizyty w domu, zebrałam rzeczy i powiedziałam mamie że będę nocować u Amy, która obiecała mnie kryć. Mama, nie pozwoliłaby mi się zrywać ze szkoły aby pojechać do domu chłopaka. Będzie co ma być, trudno.
Przyjechaliśmy do jego domu późnym wieczorem, po dwugodzinnej podróży. Wtulona w Harry’ego obudziłam się gdy zatrzymaliśmy się obok jego domu. Byłam zmęczona, i chętnie położyłabym się spać. Harry złapała mnie w pasie i wysiedliśmy przed posesją.  W naszą stronę szła uśmiechnięta kobieta z ciemnymi włosami.
Przytuliła syna  i spojrzała na mnie.  Z powrotem na Harry’ego który lekko się uśmiechał i na mnie.
Przedstawiłam się zmieszana na co ona lekko mnie przytuliła. Widać że troszczyła się o syna i była bardzo sympatyczną kobietą.
- Miło Cie poznać, Melanie – uśmiechnęła się lekko. – Gemma będzie jutro – dodała. 
Przywitała się z pozostałą ekipą i już mieliśmy wchodzić do domu gdy usłyszeliśmy wrzask 
–Harry! – zobaczyłam trzy dziewczyny biegnące w naszą stronę. Na początku pomyślałam że to fanki, jednak gdy spojrzałam na jego twarz zmieniłam zdanie.
- Dziewczyny! – krzyknął i pobiegł w ich stronę. Uściskali się a ja stałam tak na schodkach z rozkminą na twarzy. Spojrzałam na Zayn’a, jednak ten odwrócił szybko wzrok. Hmm? Gdy już się przywitali, Harry podszedł z nimi do nas. Nieznajome dosyć serdecznie przywitały się z Annie, jakby się znali sporo czasu.  
 – Melanie, poznaj, Shannon, Camillie oraz Chelsea. To moje znajome – powiedział nie widząc nic w tym dziwnego. – Dziewczyny, to Melanie –dokończył przedstawianie.   
Serio, tylko „Melanie”? Żadnego wstępu? Dobra.  Pozostali członkowie 1D rzucili krótkie ‘cześć’ jakby już dawno się znali i weszli do domu. Wszystkie trzy wyglądały dosyć przyjaźnie, ale z doświadczenia wiem, że pozory mylą. Po krótkiej ciszy powiedziałam „miło was poznać” i weszłam do hollu.
Dopiero gdy zjedliśmy małą kolację w postaci kanapek (góry kanapek w wypadku Horana) Harry wrócił.  Doszłam do wniosku że nie ma co się czepiać. Był towarzyski i względem dziewczyn co można od razu wywnioskować po ich wizycie. Od Ann dowiedziałam się że dziś w domu jest sama, córka i mąż będą dopiero jutro.  Byliśmy już zmęczeni, odprowadziła nas do domku w podwórzu  gdzie były dwa pokoje, salonik i łazienka. Domyśliłam się, że to tutaj gdy przyjeżdżają One Direction zazwyczaj nocują. Ustawiliśmy kolejkę do łazienki, uzgodniliśmy spanie (chłopcy w parach w pokojach, ja z Harry’m w salonie) i czekając na swoją kolej usiedliśmy w salonie i oni zaczęli grać. Niall na gitarze, na zmianę znane wszystkim piosenki. One Direction byli niesamowicie utalentowani i świetnie się bawiłam. Po północy rozeszliśmy się a ja położyłam się odświeżona w łazience na materacu. Ostatni korzystający wyszedł z łazienki i położył się obok.
- Było świetnie, dziękuję za zabranie mnie – szepnęłam.
Na co on spojrzał na wyświetlacz telefonu i zerwał się ubierając się w pośpiechu.
- Co się dzieje? – zapytałam zdziwiona.
- Przepraszam, Shannon napisała, muszę iść – szybko powiedział, w przelocie cmokając mnie w czoło i wybiegł z domku. Do jasnej cholery co tu się działo?

I oto jest kolejny. :) Przepraszam za dłuższą nieobecność, ale musiałam dobrze przemyśleć fabułę i dalszą historię - wprowadziłam kilka nowych postaci. Dziękuję za komentarze i wejścia – jesteście niesamowici! I proszę też o zostawienie komentarza z opinią, jeśli przeczytałeś/aś rozdział. Od teraz powiadamiam tylko GG – jeśli chcesz być powiadamiany, zostaw nr. Co do waszych przewidzeń względem prologu i naszej pary – nie wszystko będzie takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka ;)