21 listopada, 2011

02 CHAPTER

Południowe słońce poniedziałku prześwitujące przez rolety obudziły mnie. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Wtedy ze zdwojoną siłą wróciły wspomnienia ostatniego weekendu. Wczorajszy wieczór również zapadł głęboko w mojej pamięci.  Gorący dotyk JEGO ust w łazience. Gdy urwaliśmy się w połowie filmu (jak się później okazało naszego ulubionego) i za rękę poprowadził mnie na korytarzu do drzwi po prawej które okazały się być męską łazienką. Chłód zimnej umywalki na której siedziałam. Najśmieszniejsze jest to, że nawet nie wzięliśmy swoich numerów telefonu. Jednak muszę przyznać że całował bardzo dobrze. Perfekcjonista w każdym calu.
Zwlokłam się z łóżka i mimowolnie skrzywiłam się gdy zobaczyłam odbicie w lustrze na ścianie. Zeszłam na dół i włączyłam czajnik na kawę. Usiadłam na krześle przy ladzie rozglądając się po pomieszczeniu. Zobaczyłam leżącą kartkę na rogu. „W pracy, będziemy wieczorem. Odgrzej sobie coś, mama”. Uwielbiam te karteczki. Trzy lata temu, gdy miałam 14 lat z ciekawości zaczęłam je zbierać. W ciągu miesiąca było ich 30. Tak, na każdy dzień. Wstałam i zalałam wodą kawę. Zajrzałam do lodówki i  wyjęłam żółty ser wraz z chlebem półki.  Jedząc, rozmyślałam. Miałam jeszcze cały wrzesień na lenienie się.  Przypomniałam sobie że w sobotę wraca Amy od babci. Nareszcie.  Była tam prawie trzy tygodnie, strasznie za nią tęskniłam. Muszę coś dla niej zorganizować, ale to później. Miałam dużo wolnego czasu, z którym nie wiedziałam co zrobić. No i na ustach nadal na ustach miałam smak Harry’ego. Czułam w powietrzu delikatny zapach jego perfum i jego ręce w pasie.Ciekawiło mnie, czy jeszcze go kiedyś spotkam.
Wyszłam na taras i stwierdziłam że wybiorę się na jezioro. Jest świetna pogoda, która lada chwila może się zepsuć. Przecież nie można jej zmarnować. Po kwadransie ogarniania się, zapakowałam Daisy do auta i wyruszyłam drogę. Czułam jej oddech na moim ramieniu i ściekającą ślinę na nie. Wzdrygnęłam się i wytarłam chusteczką. Zaparkowałam na uboczu, i wyszłam wypuszczając Daisy. Wzięłam z tylnego siedzenia koc i ruszyłam na poszukiwania dobrego miejsca. Zobaczyłam wiele znajomych ze szkoły, rozmawiałam o zbliżającym się początku i egzaminach A-level* na koniec roku. Rozłożyłam koc i rozebrałam się do kostiumu. Położyłam się na nim i pogrążyłam w pół-śnie opalając się. Ocknęłam się czując a raczej brak odczucia nadmiernego ciepła przez słońce. Ktoś nade mną stał.        
   – Jeśli to nie jest koniec świata to zejdź mi ze słońca i odejdź w pokoju –mruknęłam.                      
 - Jeśli zobaczysz te czerwone paski na swoim ciele to może i on nastąpi…. – usłyszałam roześmiany, znajomy głos. Otworzyłam oczy i spojrzałam.  
- Amy! Cholera, to Ty! – zerwałam się ściskając ją.          
   – Tak, to moja skromna osoba – powiedziała moja przyjaciółka odrzucając swoje brązowe loki do tyłu. – Tak za Tobą tęskniłam! I jakie czerwone paski? – przypomniałam sobie co powiedziała wcześniej. 
 – Nic, nic żartowałam. – przymrużyłam oczy. Cała ona. – Co Ty tutaj robisz? Miałaś być w sobotę! – Tak wyszło, wiedziałam że prędzej Cię znajdę tutaj niż u Ciebie w domu  – wzruszyła ramionami – tęskniłam. Tylko ona wiedziała jak mnie ugłaskać.           
  Przywitała się z Daisy i rozłożyłyśmy się na kocu rozmawiając przez bite dwie godziny. Opowiadała o poznanym Szkocie, którego, o zgrozo, po raz pierwszy zobaczyła w kilcie! Uśmiałam się z niej, z resztą jak zawsze.  
– Widzę że jesteś jakaś zamyślona – powiedziała zerkając na mnie  z boku.                                   
– Coś mnie ominęło? Zarumieniłam się. – A jednak –stwierdziła z przekonaniem. – Któż to taki? – nie mogłam się opanować. Znała mnie jak nikt inny. Opowiedziałam jej wszystko z wczoraj i wspomniałam o poznanych w miniony weekend chłopakach. – Ostro. I nawet nie wzięłaś numeru.. Musiało się dziać w tej łazience że zapomniałaś – uśmiechnęła się łobuzersko. – Przestań – mruknęłam.
- Jeśli przeznaczenie jest wam pisane to na pewno jakoś się spotkacie - powiedziała poważnie.
Tak minęło nam całe popołudnie. Wróciłyśmy do domu po drodze kupując pizzę i nachosy, i urządzając sobie poczciwy babski wieczór. Zadzwoniła do rodziców i zameldowała że śpi u mnie, rzeczy nie musiała brać, swoją szczoteczkę miała nawet u mnie, tak często spała u nas.                                                             
Późnym wieczorem wrócili rodzice, zeszłyśmy z Amy na herbatę do nich. Usiedliśmy przy stole i Amy jak zawsze gdy nocowała żartowała z tatą, uśmiałam się z nich niesamowicie.                
 –Wiesz Mel, słyszałem o jutrzejszych przesłuchaniach młodych dziewczyn do pierwszego teledysku pewnego boysbandu. Może byś się zgłosiła? Siedzisz i nudzisz się w domu a to może być ciekawe.                
  – Dobry pomysł Steven. Mamy wyrzuty sumienia że tak sama siedzisz – odparła mama patrząc na mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Spojrzałam na Amy. Pokiwała głową z przekonaniem.   
– Przydałoby Ci się. No i wiesz, boysband, co najmniej kilku będzie – poruszyła znacząco brwiami. 
 – Jasne, spróbuję – uśmiechnęłam się na samą myśl.  Po rozmowie z tatą wyciągnęłam resztę informacji co, i gdzie. Zasypiając w łóżku pomyślałam – ONE DIRECTION nadchodzę.



 * egzamin pisany pomiędzy 17 a 18 wiekiem.
Rozdział drugi, spokojniejszy i krótszy po pierwszym. Scena opisana w retrospekcjach jest lekko wzorowana na pierwszym odcinku Pretty Little Liars – polecam serial. Staram się dodawać w miarę szybko i aby były one sensowne. Na pewno jesteście zaskoczeni, bo z tego co nikt nie przedstawiał i ich w opowiadaniu w taki sposób. Co o tym sądzicie? No i komentarze, jeśli możecie to skomentujcie, to naprawdę pomaga mi szybciej napisać i podnosi na duchu wiedząc co wy myślicie :)
Piszcie do mnie na TT jeśli mam powiadomić - @wonderful_xoxo

16 listopada, 2011

01 CHAPTER

                          *ROK WCZEŚNIEJ*

Korzystałam z ostatnich promieni sierpniowego słońca wygrzewając się na kocu nad jeziorem. Nic nie było jeszcze stracone, przerwa wakacyjna trwała do października.        
-Cholera Daisy! Nie wchodź do wody! – za późno, golden retriver już płynął wpław z jęzorem na boku. Złota sierść lśniła w przejrzystej wodzie, odbijając się w tafli jeziora. Westchnęłam wstając i otrzepując ubranie. Na pobliskim wzgórzu siedział rodzina z dwuletnią, słodką blondyneczką robiąc piknik w sobotnie popołudnie. Skierowałam wzrok na bok – siedziała tam grupa sympatycznych chłopaków. Uśmiechnęłam się lekko na widok Daisy otrzepującej się do wody wprost na nich. 
– Przepraszam za nią, najprawdopodobniej nigdy jej tego nie oduczę  powiedziałam szczerze.  
– Nic się nie stało, Zayn jestem.– odpowiedział brunet z uroczym uśmiechem. Przez świecące słońce nie widziałam twarzy, zakrywając ręką oczy zwróciłam uwagę na ciemne włosy i niesamowite oczy chłopaka. Błysnął również srebrny kolczyk w prawym uchu. Buntownik z wyboru.   
 – Nie marnujesz czasu Malik – zaśmiał się cicho jeden z kolegów z którymi siedział. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się szeroko. Spurpurowiał i odwrócił wzrok.                 
  – Jestem Melanie, miło mi. Muszę iść, mam nadzieję że się kiedyś spotkamy.  Pożegnałam się i poszłam zebrać swoje rzeczy.  Zapięłam smycz i poszłam  drogą  kierując się w stronę domu.                     Przyjechałam   do domu z postanowienie zrobienia sobie kolacji, po spędzeniu południa nad jeziorem zrobiłam się głodna. Rodziców nie było – praca, owszem. Ciekawe czy pamiętają jak wyglądam. Westchnęłam. Dałam jeść goldenowi, jednak po kwadransie zaczęła wymiotować. Powąchałam resztę wątróbek co było najwyraźniej przyczyną zatrucia. Śmierdziały. Nie ma to jak uaktualniona lodówka. Wzięłam kluczyki z salonu pociągnęłam psa do mojego auta.
Proszę Cię wstrzymaj się do lekarza i nie waż się nic robić – powiedziałam dotykając  jasnych foteli w ukochanym pickupie. Widocznie wysłuchała mych próśb bo przez całą drogę nic nie zrobiła. Weszłam do poczekalni gdzie siedziało kilka osób. Daisy pociągnęła mnie za sobą do czarnego transportera który miauczał. Albo coś w nim.. Zaczęła wąchać go i nie mogłam jej oderwać.                                                
  – Przestań! – syknęłam jej do psiego ucha. Miała kota na punkcie kotów i zawsze tak było.      
– To mój kot Jess – powiedział głos za mną z lekkim irlandzkim akcentem. Podskoczyłam z zaskoczenia i odwróciłam się na jednej nodze.  Jasny blondyn uśmiechnął się przyjaźnie.        
 –Niall jestem, Horan właściwie – zarumienił się lekko. Roześmiałam się. Był uroczy.              
 – Melanie, w zasadzie Moore – uśmiechnęłam się ciepło i podałam mu rękę.                                   
– Sympatyczny kot – wskazałam na prychającego ze złości kota w transporterze. Daisy wpatrywała się w niego jak zaczarowana. 
– Nie przepada za podróżami.  – powiedział przepraszająco. 
 - Melanie! Pani weterynarz już jest gotowa .– Muszę iść, do zobaczenia.                              
Weszłam do gabinetu i opowiedziałam dolegliwości Daisy.  Przypisała jej proszki, idąc do samochodu na parking nie zobaczyłam już przystojnego Irlandczyka. Wracając do domu myślałam o Amy, przyjaciółce która ma wracać ze Szkocji od babci.  Tęskniłam za nią niemiłosiernie.  Pocieszyłam się że niedługo się z nią zobaczę.                                                 
 Wróciłam do domu, dochodziła piąta popołudniu. Kolejne samotne popołudnie. 
-Przestań, nie zaczynaj – przykazałam sobie. Postanowiłam wyjść do Hyde Park* z Daisy pobiegać. Nie potrafiłam sama być w domu w tak przyjemny dzień. Ponownie zebrałam rzeczy i ruszyłam truchtem do Parku. Biegłam jedną z alejek podziwiając zachodzące słońce na tle Marble Arch*. – Mieli duży problem, królewska kareta się nie zmieściła w niej – zaśmiałam się w duchu. Golden Retriver był w swoim żywiole. Mijające nas dzieci zachwycały się nią, a ona przyznam – była w swoim żywiole i centrum zainteresowania. Zmęczona biegiem usiadłam na drewnianej ławce. Daisy spuszczona ze smyczy pobiegła w kierunku zagrabionych liści. Była wniebowzięta. Zaczęłam przyglądać się osobom otaczających nas.  Starsi z teczkami gdzieś szli, spiesząc się. Rodziny na piknikach, zakochane pary na kocach.  Wszyscy byli czymś pochłonięci, mieli własne zajęcia.             
- Można się dosiąść? – wyrwał mnie głos z zamyślenia. Spojrzałam nieprzytomnie na chłopaka który wyraźnie czekał na odpowiedź. – Jasne, siadaj.  
– Wyglądasz na zamyśloną… – zagaił mnie. 
 – Aż tak widać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.                               
– Czemu taka dziewczyna jak ty siedzi tutaj sama w sobotnie popołudnie? – spojrzałam na niego. Mocno brązowe oczy wyraźnie czekały na odpowiedź. Kręcone malutkie loczki nadawały mu zawadiacki wygląd. Wyglądał na normalnego.                                                   
  – Proszę Cię. Czemu taki chłopak jak Ty siedzi tu z nieznajomą dziewczyną w sobotnie popołudnie? – zaakcentowałam ostatnie słowa.  – W zasadzie czeka. I może nie nieznajomą. Jestem Liam, Liam Payne. odpowiedział.            
– Więc dobrze Liam’ie Payne. Jestem Melanie. Na kogo czekasz? – zapytałam chcąc nawiązać rozmowę. – Na osobę która jeśli nie pojawi się za 10 minut będzie martwa. – uśmiechnęłam się.             
 - Don't need make-up
To cover Up
being the way that you are is enough
Everyone else in the room can see it
Everyone else but you - zanucił.
- Znam to skądś. – zanucona melodia wydawała mi się znana.      
– Miło. – Zauważyłam niedaleko biegnącą w naszą stronę dziewczynę. Zdyszana podbiegła do nas podczas gdy Liam stał. Miała śliczne loczki. Spojrzała na niego przepraszająco. Cmoknął ją w policzek i przedstawił mi ją.                                                                                
 – To Danielle, moja dziewczyna – powiedział. Lekkie zdekoncentrowanie na jej twarzy rozbawiło mnie.    
 – Jestem Melanie, rozmawialiśmy trochę. Dobry z niego psycholog – powiedziałam do niej.    
 – Wiem, nie raz mi pomógł. Ma bardzo dobry wpływ na ludzi. – powiedziała z uśmiechem i spojrzała mu w oczy. Dostrzegłam w nich uczucie, z reszta odwzajemnione. Para.     
– Muszę iść – powiedziałam wskazując na rozhasaną i tarzającą się Daisy w liściach  niedaleko nas. – Miło było was poznać. Fajnie było na nich popatrzyć. Nie jakieś ‘szczenięce’ zaloty tylko normalna nastoletnia miłość. W zamyśleniu wróciłam do domu. Sporo czasu spędziłam w parku, był już wieczór. Dom pusty. Włączyłam kremowego laptopa sprawdzając ulubione strony. Zrobiło się późno, postanowiłam obejrzeć coś w salonie. Zrobiłam sobie popcorn i oglądałam Dirty Dancing po raz setny. Miałam sentyment do tego filmu, klasyczny romans. 
   Przebudziłam się w nocy słysząc trzask drzwi. Słyszałam cichą rozmowę, wrócili. Zerkając na zegarek zobaczyłam wybitą północ. Poszłam do swojej sypialni zasypiając z powrotem w miękkim łóżku.  Obudziło mnie ranne słońce które zaglądało w okna mojego pokoju. Zobaczyłam w nogach Daisy która zajmowała prawie połowę. Zwlokłam się do łazienki i próbowałam ogarnąć. Termometr wskazywał 20 stopni dzięki czemu mogłam założyć ulubione krótkie dżinsy.   Zeszłam na dół i zdziwiona zobaczyłam rodziców pijących ranną kawę. 
– Jakie plany na dziś? – zapytał tata. 
 – Jedyny cel to zakupy – odpowiedziałam krótko. Posiedziałam jeszcze z nimi rozmawiając o minionym tygodniu. Gdy zjadłam, pożegnałam się z rodzicami i pojechałam do centrum.                      
Ruszyłam na Oxford Street. Byłam w swoim żywiole – uwielbiałam zakupy. Zawsze pomagały jako terapia i nie tylko. Minęło parę ładnych godzin. Wchodząc do następnego od razu pobiegłam do akcesorii gdzie zobaczyłam świetne czerwone szelki.                                   
  – Genialne – powiedziałam równo z głosem za mną. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam ciemne, błyszczące oczy chłopaka patrzące na mnie.
– Chyba sobie żartujesz – powiedział z oburzeniem. – Dobry żart nie jest zły - odpowiedziałam i chwyciłam ostatnie czerwone szelki ze stojaka.
  - Jestem kobietą, chyba mi ich teraz nie zabierzesz? – odpowiedziałam i mrugnęłam rzęsami do niego nachylając się.                                  
  – Granatowe będą musiały wystarczyć –jęknął zdegustowany. Poszłam tanecznym krokiem do kasy a on zrezygnowany za mną. Gdy kasjerka wzięła je ja przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie bluzkę w paski i czerwone spodnie współgrające z butami, nie miał skarpetek co mnie zdziwiło. Był również obładowany torbami z najróżniejszych sklepów, podobnie jak ja. Wyszłam ze sklepu razem z nim.     
– Więc zakupy w pojedynkę hę? – zapytałam go. – Tak można powiedzieć, ale teraz robię sobie przerwę od zakupów. Przyłączysz się? - spojrzał na mnie pytająco.                                 
– Starbucks? – rozumieliśmy się bez słów. Miło się z nim rozmawiało. Dowiedziałam się  że nazywa się Louis Tomlinson i mieszkał w Doncaster ale przeprowadził się niedawno do Londynu. Po wypiciu kawy i krótkiej rozmowie pożegnaliśmy się i rozstaliśmy.                  
Gdy wróciłam do domu obładowana zakupami zmierzchało, Wchodząc  do kuchni poczułam przyjemny zapach. Mama robiła pizzę z moimi ulubionymi dodatkami. Zjadłam pyszną pizzę i poszłam na górę rozpakować rzeczy. Po zrobieniu tego nie miałam zajęcia. Znajomi na wakacjach, ja w zeszłym miesiącu byłam w Liverpool'u z rodzicami. Nie było jeszcze późno więc zajrzałam do laptopa wchodząc na stronę małego kina na obrzeżach miasta.                      
– Perfekcyjnie – szepnęłam widząc seans jednego z ulubionych filmów odbywający się za pół godziny.  Wysiadłam z auta przed wejściem do kina. Niebo błyszczało od gwiazd. Weszłam i stanęłam w kolejce po bilet. Od razu zwróciłam uwagę na chłopaka stojącego przede mną.  Miał na sobie czarne spodnie i biały T-shirt. Jego włosy były ciemne i kręcone mini loczki. Był sam. Jakby wyczuwając że ktoś na niego patrzy instynktownie się odwrócił. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.                   
– Cześć – powiedział z lekką chrypą. Ocknęłam się słysząc jego głos.
 – Hej – odpowiedziałam zamroczona. Wziął swój kupiony bilet i odszedł korytarzem. Poprosiłam swój bilet na „Love Actually”. Miałam ochotę na popcorn jednak widząc że film się zaraz zacznie pobiegłam do sali. Usiadłam w najwyższym rzędzie na środku skąd jest najlepszy widok. Po kilku długich reklamach poczułam zapach popcornu i jak ktoś się dosiada. Odwróciłam głowę i zobaczyłam nieznajomego z pudłem popcornu. –Można? –zapytał ze słodkim uśmiechem. Kiwnęłam lekko głową zamurowana.   
– Harry jestem. – szepnął nachylony mi do ucha.

-----------------------------------------------------------------------------------
*Hyde Park – jeden z największych parków w Londynie. Bohaterka mieszka w dzielnicy West End gdzie on się znajduje.    
*Marble Arch - Była to oryginalna brama Pałacu Buckingham zbudowana w 1827 roku. Okazała się jednak za wąska dla królewskiej karety i przeniesiono ją w obecne miejsce w roku 1851
Jest pierwszy rozdział! Jak się podoba? Jak zapewne zauważyłyście bohaterka poznała wszystkich chłopców jednak od dzielnie. Co z tego wyniknie? Zobaczymy w następnych rozdziałach. Jest on bardzo długi, ale chciałam troszkę zrekompensować ten niedosyt po jakże krótkim prologu, następne będą krótsze więc nie przyzwyczajać się. I chciałam was prosić o opinie i komentarze, to dla mnie bardzo ważne aby wiedzieć co o tym sądzicie i jak będzie sporo komentarzy to i rozdziały przyjdą szybciej ;>

xoxo.

12 listopada, 2011

00 PROLOGUE


- Wspaniały występ utalentowanej panny Melanie Moore! Dziękujemy serdecznie!.
Lekko drżały mi ręce. Bałam się pierwszych taktów, ale po wejściu uczucia opadły i poszło. Byłam po prostu  muzyką. Po skończonym utworze, wstałam i ukłoniłam się w stronę do publiczności. Wreszcie mi się udało, odniosłam sukces. Zobaczyłam pełne uznania spojrzenia znajomych i ważniejszych osób. Wszystkie osoby na sali powstały, klaszcząc z uśmiechem na ustach, a na środku moi rodzice. Reflektory lekko mnie oślepiały, jednak ich ciepłe wsparcie czułam aż tu na scenie. Jednak mama miała rację, nic nie pójdzie na marne – ciężko na to pracowałam. Kupię jej bransoletkę u Swissa, podjęłam szybką decyzję. Ukłoniłam się ponownie. Wspierała mnie przez ten cały czas. Popatrzyłam na bok, skąd dochodziło najgłośniejsze klaskanie...Uśmiechnęłam się szeroko i puściłam mu oczko a w odpowiedzi  jego dłuższe loczki lekko się zatrzęsły i pojawiły się urocze dołeczki. Po tylu przejściach, cały mój. Na dole przy samej scenie widziałam cztery wiwatujące sylwetki młodych mężczyzn.. Jednak  zdążyli - pomyślałam z uznaniem. Wiedziałam że podjętej decyzji nie będę żałowała choć była bardzo trudna. To był ciężki rok, ale osiągnęłam cel i teraz jestem pewna że było warto.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wreszcie założyłam bloga o One Directon. Prolog jest dosyć zagadkowy, to przedsmak tego co na was czeka w mojej głowie, teraz muszę to przelać poprzez klawiaturę. Czekam na wasze domysły i opinie. Jedno jest pewne, będzie dużo niespodzianek i zwrotów akcji!  Mam zamiar dodawać systematycznie rozdziały, ale zobaczymy jak to będzie. Możecie się ze mną skontaktować przez twitter'a.

xoxo