01 marca, 2012

11 CHAPTER


 Poczułam plusk zimnej wody na twarzy. Zerwałam się z piskiem od razu z łóżka, oraz wielką rządzą mordu.
-Jak śmiesz! - zapiszczałam.
- Wreszcie coś zadziałało, czekam od piętnastu minut. – przewróciła oczami i poprawiła włosy.
Kolejny sobotni ranek. Miałam wrażenie że od poprzedniej soboty minęły wieki. Jednak poranki nie różnią się za bardzo.
- Nie życzę sobie tego, nie rób tak więcej – burknęłam i powróciłam do łóżka.
-Mam jeszcze pół kubka wody, chcesz? – zapytała. Zawsze była skuteczna.
-Wygrałaś Amy, już wstaję – powiedziałam i wysunęłam nogi z łóżka.
- Koniec unikania mnie, dziś rozmawiamy – stwierdziła.
                                                                        --
- No i wróciłam do Londynu i spotkałam się z Brandon’em – zakończyłam mój monolog. Amy Valerie westchnęła teatralnie.
- Tak myślałam że wydarzyło się coś w tym stylu. Ciekawe o co chodzi z tą Shannon – zamyśliła się nad kubkiem herbaty i tostem.
- Nie mam pojęcia, ale nie obchodzi mnie to. – powiedziałam dokładnie. Spojrzała na mnie z troską.
- Może trochę obchodzi, ale co ja na to poradzę? Jak tam  z Zayn’em? – spytałam sprawnie zmieniając temat. Uśmiechnęła się tylko i zaczęła mówić. Opowiedziała mi o cudownej środzie, cieszyłam się jej szczęściem. W pewnej chwili zadzwonił telefon, wyszła z pokoju na chwilę i odebrała. Wypiłam do końca swoją herbatę a ona wróciła. Wyglądała na zmartwioną.
-Wujek Zayn’a umarł, wraca do Bradford i poprosił mnie abym z nim pojechała. Zmartwiłam się. Biedny Zayn. 
- Pojadę z Tobą do niego, porozmawiam z nim i pojedziecie. – uśmiechnęła się wdzięcznie a ja przytuliłam ją.
                                                                         --
- Dwadzieścia funtów – powiedział kierowca taksówki. Zapłaciłam mu i weszłyśmy do budynku, wsiadłyśmy do windy. Wcisnęłam najwyższe piętro,  i czekałyśmy. Po chwili winda się zatrzymała wcześniej niż powinna i wszedł chłopak.
- Brandon?! Co Ty tu robisz? – zapytałam szczerze zdziwiona. 
- W zasadzie, to mieszkam – uśmiechnął się. Przedstawiłam mu Amy a ona rzuciła mi dziwne spojrzenie.
- Jadę na dół, ale poczekam aby was odwiozła. Świetnie się z Tobą bawiłem w czwartek, wiesz? – powiedział „przypadkiem” dotykając mojej dłoni.
Mruknęłam zdegustowana. Winda zatrzymała się i wysiadłyśmy.
- Wieczorem urządzam imprezę tutaj, wpadnijcie! – krzyknął a drzwi zamknęły się.
- Czy ja o czymś nie wiem? – zapytała moja przyjaciółka biorąc się pod boki.
- Tylko kolega, przestań, nie ma o czym mówić - zaprotestowałam. Rzuciła mi groźne spojrzenie. Już otworzyła usta aby zacząć gdy wtedy otworzyły się drzwi i wyszedł Zayn.
- Amy – szepnął. Podszedł do niej i przytulił ją, całując w usta. Po chwili puścił ją i powiedział –
- Dziękuję że przyszłaś. Melanie – cicho powiedział. Ciężko mi się zrobiło gdy go zobaczyłam. Był blady i niewyspany. Obwódki oczu miał lekko zaczerwienione. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Przez ten czas naszej znajomości naprawdę się poznaliśmy. Było bardzo przykro z jego straty i widziałam że był rozdarty. Po chwili reszta chłopaków wyszła z mieszkania, byli smutni. Przywitałyśmy się i weszliśmy do salonu marchewkowego boya i Hazzy. Wyszedł on od razu w moją stronę z niepokojem na twarzy.  Miał na sobie ciemny granatowy sweter i dżinsy.
- Wszystko w porządku?
- Jasne, czemu miałoby być coś nie tak? – słabo się uśmiechnęłam. Siły już nie miałam. Uścisnął moją rękę, ale nie zareagowałam. Pozostali zostawali w Londynie, Zayn na kilka dni z Amy jechał do domu. Ustalili wszystko razem ze swoim menagerem przez telefon.  Amy spakowana ruszyła wraz z Zayn’em w podróż, Liam poszedł spotkać się z Danielle a Niall i Louis poszli do Nando’s.  A raczej pierwszy zaprowadził drugiego.
- Zostaniesz? – zapytał Harry. Spojrzałam na niego. Niewinny wzrok.. Czy aby na pewno?
- Jestem zajęta, przepraszam – powiedziałam i wyszłam szybko. Dogonił mnie na korytarzu gdy miałam wchodzić do niej.
- O co chodzi?! – krzyknął za mną. Odwróciłam się. Miałam już dosyć.
- Nie potrafię tak dużej –  po tych słowach weszłam do windy a drzwi się za mną zamknęły.
                                                                     ---
Gdy dotarłam do domu nie wiedziałam co z sobą zrobić. Błądziłam po domu bez celu. Przysiadłam na taborecie i zaczęłam grać na pianinie moją ulubioną melodię. Yann Tiersen – Amelie Poulation(polecam włączyć dop. aut.) 
Siedziałam i patrzyłam w okno. Zawibrował telefon. „Przyjdź wieczorem, czekam B”. Ta impreza. Z braku wyboru poszłam do pokoju i zaczęłam się na nią szykować.
                                                                     ---
Po raz drugi dziś, tylko teraz wieczorem wyszłam z taksówki i weszłam do kompleksu. Brandon mieszkał niżej niż chłopaki, więc wyszłam już na drugim piętrze. Otworzył mi drzwi i jak na gospodarza przystał zaprosił do zabawy. Mieszkanie było duże, a osób było wiele. Postanowiłam zabawić się i pogrążyłam się w zabawie. Wódka lała się litrami, piwo beczkami. Pamiętam urywki wspomnień gdy tańczyłam na stole, nawiązane znajomości  i kilka innych rzeczy których wolałabym nie pamiętać.

- Cholera ale głowa mnie boli – zajęczałam i otworzyłam delikatnie oczy. Słyszałam jak trawa rośnie za oknem, choć w centrum jej nie było.
- Wreszcie się obudziłaś – usłyszałam męski głos. Co ja narobiłam?! I pytanie brzmi gdzie jestem do licha?
- Nieźle wczoraj zabalowałaś – pojawił się przede mną Brandon. Zorientowałam się że leżę w atłasowej pościeli i najprawdopodobniej jego pościeli co było najgorsze.
Zerwałam się z łóżka i szybko wstałam. Miałam sobie nadal moją wczorajszą sukienkę  a szpilki stały obok. Spojrzałam znacząco na Brandon’a.
- Hej, nic nie zaszło.  – podniósł ręce w obronnym geście. Spałem na kanapie. Z resztą znalazłem Cię nad ranem w moim łóżku i nie chciałem Cię już ruszać.
- Która godzina? – zapytałam przytomnie.
- Dochodzi dziesiąta.
Po chwili doszła do mnie powaga sytuacji. Założyłam szybko szpilki, przygładziłam włosy i zabrałam żakiet z podłogi.
- Przepraszam! – krzyknęłam i wybiegłam z apartamentu. Szybko podbiegłam do windy i czekałam na nią niecierpliwie. Rodzice mnie zabiją! Gdy tylko się otworzyła weszłam do niej i zjechałam na dół. Gdy wychodziłam z budynku w holu z pewnej odległości zobaczyłam w windzie Harry’ego. Otworzył usta ale w tym momencie winda się zamknęła.

Weszłam cichutko do domu Spojrzałam w lustro i przestraszyłam się. Wyglądałam okropnie, szminka mi zeszła  i włosy miałam całkiem poplątane. Przeszłam przez korytarz na palcach i niosłam w ręku buty. Miałam wielką nadzieję że wszyscy nadal śpią.
W progu przywitali mnie jednak rodzice. Mieli dziwne miny a mama… Czy ona się uśmiechała?!
- Melanie… będziesz miała brata.


Jest i 11 rozdział. Wiem, przepraszam  za moją nieobecność.  Poprawię się! Piszcie jak Wam się podoba. Mój twitter jak by coś - Wonderful_xoxo. Dzisiejszy rozdział pojawił się dzięki mojej czytelniczce – Kasi. Dziękuję za dzisiejszą rozmowę kochana!
xoxo